niedziela, 23 lutego 2014

Siła fikcji

Zacznę przewrotnie, od reportażu. Domosławski w "Non fiction" pisał o tym, że Kapuściński koloryzował swoje opowieści, coś ubarwiał, wprowadzał dodatkowe postacie, pisał o miejscach, w których nigdy nie był jak świadek wydarzeń. A przecież bodaj Małgorzata Szejnert powiedziała kiedyś, że reportaż nie jest wiernym odbiciem rzeczywistości, jest natomiast rzeczywistością przetworzoną tak, jakby mógł wyglądać najciekawszy dzień z życia bohaterów. Reportaż nie jest tekstem z policyjnej kartoteki, jest tekstem do czytania, musi więc być atrakcyjny dla odbiorcy. Jest więc w reportażu pole do zmyślenia, do naginania faktów, do tworzenia postaci, które są zlepkiem kilku innych ludzi. Tak się dzieje, tak jest, czytamy takie reportaże. Jest w reportażu miejsce na fikcję. I co teraz powiedzą ci wszyscy, dla których czytanie fikcji jest stratą czasu, a tylko reportaż ma wartość obcowania z "prawdziwym człowiekiem", z "prawdą"? Czy z tego samego powodu odrzucają kino, malarstwo, teatr, rzeźbę, muzykę i wszystko to, gdzie dominuje kreacja?

Fikcja jest wszędzie i we wszystkim. Nasze wyobrażenia o sobie i innych często nie mają nic wspólnego z prawdą. Marzenia pełne są fikcji. Rojenia dzieci to czysta fantazja. Powinniśmy to wszystko potępić?

Śmiem twierdzić, że dobra fikcja literacka niesie w sobie więcej prawdy, więcej emocji, więcej gorąca niż niejeden reportaż. Czym gorszy jest Raskolnikow Dostojewskiego od jakiegoś istniejącego studenta, który popełnił zbrodnię? Czy przez to, że Raskolnikow urodził się w wyobraźni Dostojewskiego, jest dla nas mniej intrygujący?

Dziwaczna moda na potępienie fikcji jest bezmyślnym, bezrefleksyjnym powtarzaniem zasłyszanej "mądrości", niczym więcej.

czwartek, 6 lutego 2014

Pisać, żeby żyć czy żyć, żeby pisać?

Oglądałem w TV program o Januszu L. Wiśniewskim, autorze "Samotności w sieci". Pisanie doprowadziło do rozpadu jego małżeństwa, a jego samego do depresji z tego pierwszego powodu. Smutne. Wolę jednak "żyć, żeby pisać" i mieć także "ważniejsze sprawy" (szczęśliwą rodzinę) niż zredukować moje życie do pisania. Według Flauberta, pisarz nie powinien się żenić ani mieć dzieci, bo to "przeszkadza" w tworzeniu. Flaubert zaspokajał swoje męskie potrzeby u prostytutek, ale to daleko idące uproszczenie. Gasił u nich również pragnienie bliskości. To zbyt wysoka cena. Romantyczna wizja artysty, który tylko poprzez swoje nieszczęście może wspiąć się na twórcze wyżyny, stanowi dla mnie kiepską i fałszywą perspektywę. Ale przecież Hemingway, Saint-Exupéry, Virginia Woolf, Franz Kafka, Marek Hłasko... Oni wszyscy byli życiowo popaprani. Bułhakow żył w absurdalnym świecie stalinizmu, do tego trzykrotnie się żenił, dopiero ostatni związek był udany. Mogę tak długo wymieniać. Czy oni wszyscy pisaliby jeszcze lepiej, gdyby lepiej ułożyła się ich prywatność?

Skończyłem niedawno pracę nad powieścią "Drugie życie Anny". Przerabiałem ją trzy czy cztery razy. Opublikowałem jako self-publisher na virtualo.pl. Mam nadzieję, że będzie się sprzedawać.